Goście, Goście - [Test Otokara Vectio 250 LE]
W dniach 15 i 16 kwietnia 2010 zawitał u tarnowskiego MPK niespodziewany autobus testowy z Turcji, wspomniany już w tytule Otokar Vectio 250 LE. Ale co ciekawe, nie został przetestowany na mieście z pasażerami (Przedstawicielstwo firmy nie pozwoliło zamontować kasowników elektronicznych; sic!). Po niecałych dwóch dniach pojechał dalej na testy. Autobus dopiero co wchodzi na nasz rynek, i ogólnopolskie tournee ma mu w tym pomóc. Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, nie udało mi się go wytropić na mieście, ale praca i ograniczony czas wolny nie ułatwiły mi zadania. Nie wszystko okazało się jednak stracone, ponieważ kilka dni później maluch odwiedził MPK w Nowym Sączu i został tam przez kilka kolejnych. Wiele się nie zastanawiając, chwyciłem za aparat, wsiadłem w samochód i pojechałem na miejsce zobaczyć to cudo na własne oczy, a nie tylko na nielicznych zdjęciach dostępnych w sieci.
Niedzielny poranek zapowiadał się nader ciekawie. Po drodze napotkałem parę wpadających w oko widoczków, w ty między innymi ten z Gródka nad Dunajcem, gdzie mgła spowija okolice poranna porą (dochodziła 6.00).
Niedługo potem, dojechałem do celu podróży. Na dzień dobry przywitał mnie taki oto widok pozostałości po Zamku Królewskim, zniszczonego podczas II Wojny Światowej.
Niedaleko tego miejsca udało mi się odnaleźć dogodne miejsce parkingowe i ruszyć na poszukiwanie owego tureckiego autobusiku. Z sieci miałem niewielkie wskazówki, gdzie go odnaleźć, a że Sącza nie znam, spodziewałem się, że zajmie mi to jakiś czas. Wiedziałem tylko, tyle, że ma kursować na linii nr 7 oraz miałem niewielkie wyobrażenie tej trasy. Okazało się jednak, że autobus obsługiwał tego dnia linię 41, na którą nie byłem przygotowany. Łut szczęścia sprawił, że natknąłem się na niego fotografując ruiny, także pobieżne zlokalizowanie "turka" nie zajęło mi tyle czasu, ile się spodziewałem.
Problem polegał na tym, że nie miałem możliwości podpięcia się do sieci i zorientowania jak wygląda trasa linii 41. Trzeba mi było przerzucić się na stare metody po nitce do kłębka. Widziałem, mniej więcej w która stronę udał się autobus, szybko więc podążyłem ulicą Kazimierza Wielkiego z zamiarem zlokalizowania najbliższego przystanku z rozkładem 41. Daleko nie musiałem wędrować. Szybko przepisałem sobie rozkład na kartkę i przebieg trasy. Zaraz potem udałem się dalej, myśląc o podążaniu pieszo trasą, ale natchnęło mnie żeby sprawdzić przystanek pod drugiej stronie rynku, co jak się okazało miało zbawienny wpływ na dalszy ciąg dnia moich testów. Dowiedziałem się, że autobus wraca w to miejsce w dość niedługim czasie i że nie jestem daleko od jednego z przystanków końcowych. Postanowiłem więc zaczekać i zobaczyć gdzie to pojedzie. Łatwiej znaleźć jeden przystanek niż kilkanaście nie znając okolicy.
Przy okazji, miałem świetne miejsce na pierwsze zdjęcie, klimatyczne z rynkiem w tle, no i mogłem po raz pierwszy przyjrzeć się temu wynalazkowi z dalekiego kraju z bliska. Na dodatek, topografia tego miejsca bardzo ułatwiła mi śledzenie trasy, wąska uliczka plus światła nieco dalej. Autobus zmierzał na os. Helena przez most na Dunajcu. Tam też zdecydowałem się na mała przejażdżkę. Z rana dużo łatwiej mi będzie przyjrzeć się wnętrzu, mało kto w niedzielę wstaje o tak wczesnej porze. Bilet musiałem kupić u kierowcy, i tak od słowa do słowa udało mi się nawiązać ciekawą rozmowę. Przyznam się, że to przytrafiło mi się pierwszy raz. Mam nadzieję, że nie ostatni.
I tak przez kilka godzin jeżdżąc w tę i z powrotem 41 dowiedziałem się o Vectio 250 LE nie tylko tego, co na oko widać, ale znacznie więcej.Ale zacznijmy od początku. Autobus należy do klasy midi. Na swój pokład może zabrać 25 osób na miejscach siedzących i 32 na stojaka. Konstrukcja pojazdu jest typem niskowejściowym, czyli niska podłoga sięga do drugich drzwi (układ 1-2-0), a dalej prowadzą stopnie. W ruch Vectio wprawia silni MAN (D0836 LOH 65) o mocy 250 KM i pojemności 6.87L zespolony z automatyczną skrzynią Voith. Dodatkowo autobus został wyposażony w klimatyzację zarówno kabiny kierowcy jak i przestrzeni pasażerskiej. W środkowych drzwiach znajdziemy wysuwany ręcznie podest ułatwiający wjazd wózkiem, a wewnątrz miejsce dostosowane do jego przewozu zabezpieczane pasem. Autobus ma też możliwość przyklęku.
I wszystko byłoby jak w bajce, gdyby nie kilka spraw. Jak mawiają niektórzy, diabeł tkwi w szczegółach, a ten turecki w kilkunastu. Już na sam początek przedstawicielstwo Otokara zgotowało swoim przyszłym klientom niemiłą niespodziankę - okazało się, że w autobusie nie można zainstalować kasowników elektronicznych, bo była by to poważna ingerencja w konstrukcje pojazdu. Ja się zastanawiam, kto wymyślił ten patent, bo na pewno nikt normalny by czegoś takiego nie puścił w Polskę. Co to za testy, skoro trzeba do tego dołożyć - albo na konduktora albo na stare dziurkacze?.... Kolejny dziwny pomysł w tym stylu, to kartka, dość zresztą już sfatygowana, po turecku na dodatek na przedniej szybie autobusu, której nie można oderwać. To tak jakby kupić ubranie i chodzić w nim z nieoderwaną metką z ceną. Litości!!! Na koniec, brak rzetelnej informacji, co do tego jak należy autobus obsługiwać. W ogóle jakiejkolwiek. Chociażby taki szczegół - wg producenta aby autobus palił rozsądnie trzeba obok przekładni wcisnąć przycisk PRSW a nie ECO. W Sączu po mieście palił 35L / 100 km. Tyle o palą duże pojazdy, ale mało tego, nikt MPK tego nie powiedział, dowiedzieli się o tym po testach zdając auto. De facto to nie wiadomo czy to prawda czy nie, nie idzie już bowiem tego zweryfikować.
To tyle z spraw organizacyjnych, ale to nie wszystko. Przejdźmy teraz do samego Vectio. Pierwszy rzut oka na wnętrze - niby wszystko w jak najlepszym porządku. Chwila na fotelu - i kolejna niespodzianka - twarde to jak beton. To już upadły Jelcz miał wygodniejsze , a jakości wykończenia nie słynął. Idźmy dalej, ten stopień prowadzący do podwyższonej części autobusu - rodem z Toi-Toi. Czy on koniecznie musiał być zrobiony z plastiku?! Nie można tego było zwyczajnie jak reszta podłogi wykończyć?!